Translate

środa, 1 lipca 2015

Z cyklu: listy Be do eL - Ot ... polska rzeczywistość ...

Moja droga eL,

Jak pewnie wiesz od jakiegoś czasu coś niedobrego dzieje się z moim głosem a właściwie ostatnio  przypomina on taki dolny sznaps baryton, w porywach skrzeczący a czasami przerywany obezwładniającym kaszlem, który kończy się brakiem dopływu tlenu do mózgu, co z kolei skutkuje tym, że jest mi słabo, nie mówiąc o tysiącach szarych komórek, które giną w mękach pod wpływem niedoboru życiodajnego tlenu, o którym już wspomniałam. Cóż! W końcu jestem nauczycielem ! Prawda? Większość nauczycieli cierpi na takie bądź inne schorzenia górnych dróg oddechowych oraz strun głosowych. Ja cierpię na przewlekłe zapalenie krtani z odczynem alergicznym, mam coś tam ze strunami …  a co najgorsze …pogarsza mi się i każdy z moich studentów doskonale o tym wie, bo musi słuchać mojego, wyjątkowo nieprzyjemnego chrypienia.

Dziesiątki razy rozmawiałam z moimi kolegami i koleżankami po fachu i każdy zawsze mi powtarzał, że najwyższy czas pójść do lekarza i poprosić o skierowanie do sanatorium. 3 tygodnie zabiegów i głos ma szansę powrócić do jakiego takiego brzmienia, nie mówiąc o tym, że skończy się zapalenie, które może się przerodzić w coś zupełnie innego. I tu następowało straszenie mnie różnymi chorobami typu bezgłos, rak krtani etc. etc.  W chwili gdy okazało się, że ja już od trzech miesięcy nie mogę wyjść z choroby a nad głową zawisło widmo niemożliwości pracy ( a przecież nic innego nie umiem robić) … zebrałam się w sobie i postanowiłam pójść do lekarza. 

I tu się okazało, że wcale nie jest to takie proste. Już pomijam, że po uzyskaniu od lekarza skierowania, składa się je w NFZ-cie a następnie czeka na przydział prawdopodobnie ze 2 lata. Ale przynajmniej za te dwa lata można pojechać na 3 tygodnie intensywnych zabiegów, do których każdy kto ma jakieś schorzenia i płaci na NFZ ma prawo.

No właśnie ! Ma prawo! I co z tego? Poszłam do mojej pani laryngolog, do której chodzę od lat i która chyba wie ile razy choruję i jak. Poprosiłam o wypisanie skierowania, na co dowiedziałam się, że to jest obowiązek lekarza pierwszego kontaktu a ona na takie rzeczy nie ma czasu. Poszłam więc do lekarza pierwszego kontaktu i co? … niech to wypisze laryngolog. Poinformowałam go, że laryngolog właśnie mi odmówił a on na to, że jego to nie interesuje, bo to nie jego działka. Wtedy odpuściłam, chociaż wydało mi się dziwnym, żeby odsyłać od Annasza do Kajfasza osobę która de facto jest pacjentem i wcale nie musi się na procedurach znać.

Ponieważ zaczęły się wakacje, postanowiłam, że teraz mogę za tym pochodzić, więc znowu poszłam do lekarza pierwszego kontaktu i pytam, co mam zrobić aby dostać skierowanie do sanatorium. Popytałam tu i ówdzie i każdy mi mówił, że to robi lekarz pierwszego kontaktu. Zadzwoniłam do NFZ i tam mi to potwierdzili. A ja cóż się dowiedziałam od mojego lekarza? Znowu! Że lekarz pierwszego kontaktu nie jest od tego, że mi nie wystawi skierowania bo nie będzie brał odpowiedzialności, bo nie on mnie na to schorzenie leczy. I co ja mam teraz zrobić? Napisałam do NFZ z pytaniem kto właściwie takie skierowania wystawia i zobaczymy co mi odpiszą. O ile mi odpiszą. A tak właściwie, to sobie pomyślałam, że skoro lekarz pierwszego kontaktu nie wystawia skierowań na schorzenia, które nie leczy … to po co on właściwie jest? Bo przecież on nic tak naprawdę nie leczy oprócz kataru. Nie jest kardiologiem, ortopedą, laryngologiem czy dermatologiem …. To na jakiej podstawie tacy lekarze wypisują recepty na np. lekarstwa na serce?


Postanowiłam się nie denerwować.  Za parę dni będę już miała wakacje to głos mi odpocznie, w domu zrobię sobie inhalacje i codziennie będę popijać gotowane siemię lniane oraz koszmarnie niedobre ziółka. Mamy 21 wiek, medycynę postawioną na najwyższym poziomie a ja będę się leczyć jak za króla Ćwieczka. Dlaczego ? Bo lekarz ma za mnie określoną stawkę. Jak mnie przyjmuje w przychodni to trwa to 5, no! Góra 10 minut. Jak będzie musiał wypisać skierowanie to zajmie mu to godzinę albo i więcej.  Zwyczajna matematyka i zwyczajne finanse … a ja nie dam łapówki bo zwyczajnie takie mam zasady … zrobię piekło na pół Krakowa ale w łapę nie dam. Nie po to tak ogromna część mojej pensji co miesiąc jest mi zabierana, żeby mnie jeden z drugim odsyłał bo żadnemu się nie chce porządnie pracować.

#lekarzpierwszegokontaktu  #nfz  #leczeniewsanatorium

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz