Translate

niedziela, 29 marca 2015

Beata Pawlikowska czyli dlaczego jestem pod wrażeniem ....

Beata Pawlikowska. Każdy ją zna. Każdy zna jej książki o podróżach. Wielu pewnie nie docenia jej serii "Blondynka na językach" ale ja uważam, że to genialne książki do nauki języków, jeżeli uczy się danego języka od samych podstaw i od samego początku. 

Niby wszyscy ją znają bo prowadzi swój własny program w radio, bo pisze podróżnicze książki, bo była żoną Wojciecha Cejrowskiego.

Jednak to co mnie najbardziej zaintrygowało to fakt, że oprócz wspomnianych książek podróżniczych, napisała też wiele książek o życiu, o tym jak poradzić sobie z życiowymi problemami i jak być szczęśliwym pomimo tych problemów. Zaimponowała mi. Naprawdę zaimponowała. A sięgnełam po jej książki po oglądnięciu tego odcinka programu "Niepokonani" i jestem pod wrażeniem. 

Jednak można. Można coś w sobie zmienić, można zmienić sposób patrzenia na siebie, na życie, na porażki i na sukcesy. Można być wolnym od tego co nas ogranicza i można to zrobić świadomie ... a co najważniejsze - można nauczyć się lubić siebie ... też popracuję nad sobą ... może się uda ...co ja mówię ...nie może a uda ! :-D

Zachęcam do obejrzenia tego wywiadu. Wystarczy kliknąć na poniższy link. 

Beata Pawlikowska - wywiad

wtorek, 24 marca 2015

Wiek to tylko cyfra ....

Przez przypadek obejrzałam krótki film zamieszczony na facebook’u , na którym kobieta Ernestine Shepherd w wieku 77 lat jest najstarszą na świecie kulturystką, prowadzi ćwiczenia dla ludzi w pewnym wieku …a co najważniejsze – jest najstarszą zdobywczynią wielu nagrod i trofeów. Oglądalam ten dokument i mimowolnie wstąpiła we mnie radość, gdy zobaczyłam uśmiechnięte twarze osób w podeszłym wieku ćwiczących na sali gimnastycznej, wyginających się jakby mieli 30 lat i tak pełnych życia.

Dlaczego o tym wspominam? W końcu daleeeeeeko mi do tego wieku . Otóż ostatnio byłam świadkiem dwóch bardzo ciekawych rozmów, prowadzonych oczywiście przez osoby młode ( co to znaczy młode to oczywiście kwestia dyskusyjna bo ja np. nadal uważam, że jestem młoda ) … gdzie? …oczywiście w tramwaju bo tam na ogół jest się świadkiem genialnych rozmów.
W pierwszej rozmowie niska szatynka ubrana jak przystało na przyszłego naukowca, opowiadała autorytarnie swoim koleżankom o ostatnich badaniach socjologicznych, z których to ponoć wynika, że osoby po 50-tce kompletnie nie znają się na Internecie, nie potrafią nic na nim znaleźć, niczego przez Internet nie kupują, nic nie czytają … no bo to jest … uwaga ! … za trudne. To takie stracone pokolenie, które znalazło się w nowej rzeczywistości Internetu, globalnej komunikacji i … o Jezu! … Nic z tego nie rozumieją J

Tak słuchałam wywodów tej panienki i zastanawiałam się na jakiej planecie ona żyje. Nie jestem pewna czy należę do ludzi wyjątkowych ( chociaż bardzo chciałabym tak myśleć :-D ) ale na 100% wszyscy moi znajomi do ludzi super wyjątkowych przecież nie należą. A moi przyjaciele i znajomi mają mniej więcej od dwudziestu paru lat do prawie sześćdziesięciu. Ale mówmy tylko o tych po 45 roku życia. Nie znam nikogo w takim przedziale wiekowym  ( NIKOGO! ) kto nie posługiwałby się Internetem na porządku dziennym, kto nie miałby facebooka, twittera, nie zamawiałby dziesiątek rzeczy online ( bo szkoda czasu na chodzenie po sklepach … ciekawe, że w sklepach z ciuchami widzi się głównie młodzież) , kto nie czytałby gazet internetowych etc. etc. etc.  Mam znajomego, który nawet przez Internet kupuje i sprzedaje domy, robiąc przy tym duże pieniądze. Nadmienię, że mój 83-letni Tato regularnie płaci rachunki przez internetowe konto bankowe, ogląda filmy na Internecie i zamawia sobie różne rzeczy od nasion i kwiatów po prezenty np. imieninowe dla mnie. Sam do tego doszedł jak się to robi … nikt mu tego nie tłumaczył … a na co dzień posługuje się …smartfonem. … Dziadek Leli gra internetowo na giełdzie … A chyba wcale nie są aż tacy wyjątkowi ….

Druga rozmowa jeszcze bardziej mnie ubawiła, bo młoda, wysoka i szczupła dziewczyna opowiadała coś chyba swojemu chłopakowi ….chociaż chyba nie, bo zachowywała się jakby dopiero chciała by był jej chłopakiem …. że … uwaga! … coś tam, coś tam ….”no …ta starsza pani przed 50-tką”. Myślałam, że udławię się pitą z kubka kawą. Skoro osoba przed 50-tką była starszą panią to ta dziewczyna powinna się już zaliczać do wieku średniego J

Zastanawiam się czasami skąd bierze się to przekonanie niektórych ludzi młodych ( lub bardzo młodych), że osoby po 40-tce to tak naprawdę do niczego się już nie nadają. Buta młodego wieku jest wprost niesamowita. I zastanawiam się czy jest to przywilej wieku i czy ja tak samo patrzyłam na osoby od siebie starsze gdy byłam w ich wieku. Chyba nie, bo pamiętam jak wkurzało mnie, że moja mama ma większe powodzenie ode mnie. I to sobie przypominając wreszcie dotarłam do sedna sprawy – otóż młodzi ludzie nam, osobom w średnim wieku, po prostu podświadomie zazdroszczą! Możemy dokładnie to samo co ludzie młodzi. Biegamy, jeździmy na nartach, jeździmy na rowerach, wspinamy się po górach. Potrafimy obsługiwać dokładnie wszystko to samo co oni ( komputery, smart fony, Internet, gry komputerowe etc etc. etc.) . Oglądamy te samy filmy i seriale. Słuchamy tej samej muzyki ( z tym, że znamy też tą starszą, której oni nie znają :-D ). Naszą przewagą jest zaś to, że my już nie musimy szukać dobrej pracy i harować na to by mieć karierę. My już to wszystko mamy. Jesteśmy managerami, wykładowcami, adwokatami, posiadamy swoje firmy,  etc. My nie musimy już brać kredytów na mieszkanie czy samochód bo domy już dawno są spłacone a dobre auta stoją w garażach. Jeździmy na zagraniczne wycieczki nie prosząc rodziców o kasę a na randki chodzimy ze starszymi od nas i z młodszymi ( młodzi nie mogą z młodszymi bo musieliby iść na randkę z przedszkolakiem) …. a do tego mamy już w większości odchowane dzieci, więc nawet mamy wolną chatę i możemy robić de facto co nam się żywnie podoba.

 I tak zastanawiając się nad pokoleniem w średnim wieku doszłam do wniosku, że najpierw jest dzieciństwo (powinno być cudowne), potem wiek nazwijmy to młodzieżowy ( kiedy można niestety nie bezkarnie poszaleć), potem następuje najgorszy okres w życiu czyli mniej więcej od 22 do jakiegoś 39 roku życia, kiedy człowiek zabija się by coś osiągnąć, by wychować małe dzieci, by uratować małżeństwo, by zdobyć pieniądze na dom, auto, pralkę itp. Itd., by zaistnieć, by coś mieć i by kimś być a potem po 40-tce wszystko wraca do normy i następuje najfajniejszy okres życia kiedy nic nie musisz a wszystko możesz ( i to w większości bezkarnie) , gdy co miałeś mieć to już masz a jeżeli bardzo chcesz to teraz możesz mieć więcej, gdy ratowanie małżeństwa wcale nie staje się priorytetem bo jest wiele bardziej fascynujących w życiu rzeczy na które wreszcie cię stać. I ten okres trwa do chwili, gdy nie zaczniemy się przejmować cyferką wynikającą z daty urodzenia. A to, że biegamy wolniej niż dwudziestolatki? Who cares! Że mamy trochę zmarszczek a ciało nie jest już idealne? … nikt z nas nie musi zarabiać wyglądem … mamy do tego nasze stanowiska :-D I wiecie co? Jest nam po prostu dobrze!!!!!


Dlatego postanowiłam od czasu do czasu zamieszczać tu historie osób, które pomimo wieku ( czyli nie mając lat dwudziestu lub trzydziestu) robią kariery lub podbijają świat. A teraz zapraszam do oglądnięcia tego krótkiego reportażu o którym mówiłam na wstępie.

sobota, 21 marca 2015

Skup złomu "Metalica"

Zdarzyło wam się kiedyś przystanąć na ulicy tylko po to, by docenić kreatywność i kunszt ludzi wymyślających niebanalne i odważne nazwy dla sklepów/kawiarni/ itp.? Ewentualnie głęboko zadumać się nad tym co „poeta” miał na myśli?
Mnie się zdarzyło, i to wiele razy. Widziany zaledwie parę dni temu szyld „Wódopój” na całodobowym sklepiku z alkoholami rozbawił mnie do łez, podobnie jak logo firmy o nazwie „Automatyka I Doradztwo Serwisowe” (wyobraźcie sobie dodatkowy napis „Nasza oferta” i wielkie żółte litery na czarnym tle – oraz minę wszystkich tych którzy zastanawiają się czemu przedsiębiorca z Janek „oferuje AIDS”)
Przy okazji dyskusji z Lelą przypomniały nam się inne tego typu kwiatki – ot choćby słynna krakowska knajpka „303” mieszcząca się przy ulicy Czystej 3, czy nieśmiertelny „Tani Armani” z bogatą kolekcją odzieży używanej, podobnie jak jego wrocławski kuzyn „Hefalump”. Do tego trochę krakowskich kulinariów czyli "Pierwszy lokal na Stolarskiej po lewej stronie idąc od Małego Rynku", czy też „Bunkier cafe” – które niezmiernie bawi znajomych spoza Krakowa, bo my chyba się przyzwyczailiśmy), łódzkie „Yemy”, sopocki „Kebabistan”, czy z trochę innej beczki – dom weselny „Mezalians”, czy „Bracia Mróz” jako skądinąd zupełnie zwyczajną nazwę dla firmy, jeśli tylko nie byłaby ona zakładem pogrzebowym (a jest!) J

I tu pojawia się moja prośba – jeśli znacie jakieś miejsce/nazwę firmy/itp, którego nazwa godna jest wymienienia – wpiszcie ją w komentarzu – zabawa dla każdego a przy okazji - doceńmy twórców J

sobota, 14 marca 2015

Dieta prawdziwy cud ...

Czy ktoś z was chciałby zrzucić parę kilo bez zbędnego wysiłku? Chyba mam pomysł jak to zrobić. Tak się składa, że śniadania jadam zwykle w towarzystwie wiadomości radiowych i telewizyjnych, bo nie ukrywam że bardzo lubię wiedzieć co się w naszym kraju, czy na świecie dzieje. Jest jednak jedna rzecz, która każdego, ale to dosłownie każdego poranka zakłóca mi ten mały rytuał, i do tego ogromnie mnie irytuje – a są to wszechobecne reklamy suplementów diety czy innych cudownych środków co to każdą chorobę zwalczą zanim jeszcze biedulka zdąży się ujawnić.
Serio, dziwnie się czuję, kiedy o 7.00 rano dwudziestoletnia pani o figurze modelki dokłada do moich kanapek swoją smutną historię o trapiących ją problemach – a to jest „niewyraźna”, a to ma zaparcie – albo o zgrozo wręcz przeciwnie (no błagam ja tu jem!); i bez super inteligentnej pastylki niestety nie da rady przesunąć się nawet pół kroku dalej. Jak na złość, w porze obiadowej ten sam typ urody opowiada jaką straszną chorobę złapał, co go piecze, gdzie go swędzi, pali….litości…może ja o czymś nie wiem, może to jakaś nowa dieta – cud polegająca na tym że przed jedzeniem nie należy konsultować się z lekarzem bądź farmaceutą, a jedynie wystarczy puścić sobie taki bloczek reklamowy? Bo chęć na posiłek mija jak ręką odjął…J
Osobną kategorię  – przynajmniej jak dla mnie – stanowi celowe ogłupianie, połączone najczęściej z próba wmówienia człowiekowi że nie jest na tyle ogarnięty żeby samemu stwierdzić co może być dobre i wartościowe. Od tego również odechciewa się jeść, tym razem ze względu na niemożność podniesienia rąk, które (z przerażenia nad głupotą twórców owej reklamy) opadły, i ruszyć się nie chcą a wiadomo że widelec czymś trzeba trzymać. Daj dziecku tabletkę na apetyt a zje wszystko, przyklej plaster - uśniesz bez kłopotów; myjesz zęby zwykłą szczoteczką?! Toż to skandal, przecież ona nie potrafi zrobić stu-tysięcy-ruchów-we-wszystkie-strony! A może nie wiesz który magnez jest dobry? My wiemy! Kwintesencją tej kategorii są dla mnie chyba dwa rodzaje syropów, z których jeden – ten mądry – trafia od razu do oskrzeli i je leczy, a drugi – ten głupi – bezsensownie spada do żołądka, marnując tym samym nasze ciężko zarobione i ciężko wydane pieniądze (zły syropek, niedobry!).
A kiedy faktycznie potrzebujemy jakiegoś wspomagania, i faktycznie skonsultujemy się z farmaceutą to okazuje się, że najlepsze rzeczy prawie nigdy nie występują w telewizji.

Ot, ku pamięci.