Nie bardzo wiem jak zacząć ten
felieton by nie zabrzmieć ckliwie, ale coś w środku mówi mi, że muszę napisać
te parę słów. W ostatnich bowiem dniach dostałam najważniejszą chyba lekcję w
życiu. I to od kogo? Od własnego psa. :-D
Wszyscy moi znajomi wiedzą, że
kocham zwierzęta a za swoje własne psiaki dałabym się pokroić. W trakcie świąt
jedna z moich suniek zachorowała. Zuzia jest jamnikiem i jak wszystkie psy tej
rasy ma problem z kręgosłupem. Pewnego świątecznego dnia zauważyłam, że zaczyna
dziwnie stawiać jedną z tylnych nóżek. Szybko zawiozłam ją do lekarza, który
potwierdził moje obawy i dał jej zastrzyki, które dostawała przez następne 10
dni. Z cierpliwością podchodziła do moich nieudolnych prób dawania zastrzyków i
zdrowiała. Jednak parę dni temu obudziłam się rano by zobaczyć, że moja
ukochana Zuzia jest sparaliżowana. Kompletnie bezwładne tylne nóżki ciągnęła za
sobą po podłodze a w oczkach można było wyczytać jedno wielkie przerażenie. W
ciągu godziny siedziałyśmy już u mojego Pana weterynarza w lecznicy. Zuzia ma
15 lat. To wiekowy psiak i wielu ludzi doszłoby w takiej chwili do wniosku, że
należy się już pożegnać. Ja też, jadąc samochodem do lekarza, płakałam jak bóbr
i starałam się mentalnie przygotować do tego, że może to już ten czas by pomóc
jej przejść przez tęczowy most na tą drugą i mam nadzieję, że lepszą stronę.
Mój Pan weterynarz kazał mi się jednak
uspokoić, po czym powiedział:
„Krzyżyk na niej zawsze możemy
położyć. Na to zawsze będzie czas. Teraz dajmy jej jednak szansę”. Popatrzyłam
w te dwa małe czarne oczka i doszłam do wniosku, że jestem jej to winna. Za 15
lat merdania ogonem, za grzanie mnie w nocy nawet w upalne letnie dni i za to,
że zawsze się cieszy na mój widok. Zuzia dostała całą baterię zastrzyków. Jeden
działa przez 48 godzin, drugi po 48 godzinach zaczyna ale działa 7 dni, trzeci
robi coś tam jeszcze innego. Ja dostałam parę recept na leki, na odbudowę
przepływ bodźców nerwowych, na wspomożenie wątroby i dziesiątki jeszcze innych.
Musiałam to wszystko spisać bo bym się nie połapała co i o której godzinie mam
jej dać.
Na początku przenosiłam ją z
pokoju do pokoju. Na spacer wynosiłam ją do parku a tam używałam swojego
żółtego szala jako nosidełka na pupę, by przednimi łapami mogłą chodzić a tylne
( te bezwładne) mieć noszone. Szybko nauczyła się o co chodzi. Na drugi dzień
zaczynała szczekać na mnie gdy chciała przejść z pokoju do pokoju, pyskiem
pokazując na żółty szal. Na trzeci dzień doszła do wniosku, że sama sobie poradzi.
Ciągnąc za sobą tylne nóżki przemieszczała się po domu. Serce mi się kroiło na
ten widok ale wiedziałam, że musiałam jej na to pozwolić. Na podłodze się
ślizgała więc szybko jej to szło. Po dywanach nie było już to takie proste.
Widziałam jak stara się podnieść pupę, jak stara się podeprzeć jedną z nóżek
ale zawsze upadała. Nie zrażona tym starała się zacząć wszystko od początku.
Zaczęłam ją podziwiać. Zaczęłam podziwiać własnego psiaka! Ona pokazywała mi w
każdej minucie, że nigdy nie wolno się poddawać, że nigdy nie wolno powiedzieć,
że czegoś się nie da zrobić. Przez parę dni obserwowałam jak moja 15 letnia
sunia po raz kolejny daje mi pstryczka w nos i mówi „a kuku! Znowu cię
zadziwię!”. W swoim życiu już dwa razy przedtem była sparaliżowana i za każdym
razem dzięki mojemu panu weterynarzowi i swojemu uporowi, wychodziła z tego
obronną łapą. Tym razem jednak jest już wiekową babcią ale … dwa dni temu, ku
mojemu zdziwieniu, stanęła na wszystkich 4 łapkach i chwiejnym, bo chwiejnym
kroczkiem ale przeszła przez pokój. Dzisiaj przeszła o własnych silach przez
park.
Nie wiem jak się to skończy. Nie
wiem czy wyjdzie z tego czy jest to tymczasowe polepszenie. Nie wiem. Wiem
jedno: że mam szczęście mieć psiaka o najbardziej walecznym sercu i ogromnej
woli życia. Przez te parę dni obserwowałam jej zmagania z coraz większym i
nieukrywanym podziwem. Już nigdy w nikogo nie zwątpię i już zawsze będę
pamiętać, że nigdy nie należy rezygnować dopóki się wszystkiego nie spróbuje.
Moja sunia nauczyła mnie jeszcze jednej rzeczy: że jeżeli bardzo się czegoś
chce to zawsze można to osiągnąć. Może się nie uda, może będzie to wymagało
ciężkiej pracy ale wszystko zależy od
tego jak bardzo jesteśmy zdeterminowani. Dziękuję Zuziu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz