Rok 1981. W Polsce nareszcie mamy
( jak nam się oczywiście wydaje) wolność. Solidarność działa już od trochę ponad roku, nikt nikogo
nie aresztuje za poglądy a jeżeli tak, to zaraz strajkuje albo jakaś huta albo
fabryka albo kopalnia, a przy takim argumencie nie ma co dyskutować – osoba
wypuszczana jest na wolność.
Nadal oczywiście zdarzają się
zatrzymania na 24 godziny ( wtedy nie trzeba było podawać powodu) , nadal
ludzie są bici i poniżani na komisariatach milicji ale takie sprawy natychmiast
są nagłaśniane … nie panuje już wszechobecna cisza a bezprawne zachowania SB i
milicji nie zostają zamiatane pod dywan jakby nic się nie stało.
Moja mama była jedną ze współzałożycieli NSZZ „Solidarność” – Regionu Małopolska. Wśród wielu mężczyzn
– związkowców, była jedną z dwóch kobiet założycielek tego związku. Potem,
przez cały okres trwania Solidarności aż do stanu wojennego zasiadała w
Zarządzie, pracując w sekcji interwencji, w sekcji informacji i pisząc felietony
do „Gońca Małopolskiego”.
Pamiętam, że pewnego dnia moja
mama wpadła na pomysł stworzenia gazety dla młodzieży licealnej. Oczywiście
gazety niezależnej, bez cenzury, bez poprawek.. Miała być dla młodych ludzi i
miała być tworzona, pisana, składana i drukowana przez młodych ludzi.
Nie wiem jak to się stało, ale
jakby za dotknięciem magicznej różdżki, nagle znalazło się parę osób, w tym
między innymi ja, i rozpoczęliśmy pracę. Spotkania „redakcji” odbywały się u
mnie w domu, w moim pokoju.
Spotykaliśmy się konspiracyjnie i
powoli składaliśmy nasze pierwsze pismo.
Muzia wymogła na nas byśmy nie
podpisywali się nazwiskami. Pamiętam jak bardzo się z nią o to kłóciliśmy. My
uważaliśmy, że skoro o czymś piszemy to powinniśmy się pod tym podpisać, wziąć odpowiedzialność
za własne słowa … wiele było tego dnia górnolotnych argumentów z przytoczeniem
Szarych Szeregów włącznie. Ale moja mama
była nieugięta. Mamy po naście lat i skoro MKZ ( Międzyzakładowy Komitet
Założycielski) za to płaci to takie są wymagania. Byli wśród nas różni młodzi
ludzie. Byli też tacy, którzy należąc do KPN-u
postrzegali świat jedynie jako biały lub czarny. Stukając obcasami
przedwojennych oficerek przemierzali korytarze jak regularne wojsko. Dla nich
unikanie odpowiedzialności za swoje słowa nie było honorowe. Ale z moją mamą nie
było dyskusji. Albo tak albo „Solidarność” nie pomoże nam z drukiem. Co było
robić? Ja przyjęłam pseudonim „Baśka” po mojej ukochanej Baśce Wołodyjowskiej.
Pisaliśmy o wszystkim: o historii
– tej prawdziwej oczywiście, o problemach w szkołach, o psychologii … były
recenzje patriotycznych koncertów i wzniosłe wiersze pisane przez nastolatki. A co najważniejsze – to pismo było nasze,
pisane przez nas, dla nas i o nas – ludzi mających po naście lat. Układane w
domowych warunkach, drukowane na sicie a potem składane nocami miało swoją
premierę właśnie 11 listopada. Pamiętam jak było już zimno. Ruszyliśmy falangą
młodych ludzi na miasto rozdawać nasze pierwsze pismo z którego tak bardzo byliśmy
dumni. Pamiętam, że pomagały nam nawet
osoby, które przyjechały z Jeleniej Góry na wycieczkę do Krakowa a były koleżankami
kogoś z nas. Każdy kogo spotykaliśmy chciał to pismo dostać. I nie istotne było
czy te osoby były młode czy nie – każdy był głodny wiedzy i każdy był głodny
prawdy. Na Wawelu odbywała się msza a po niej setki osób …co ja mówię …tysiące
osób schodziło z wawelskiego wzgórza a my u stóp Wawelu rozdawaliśmy „VIS-a”.
Pamiętam te setki rąk wyciągniętych po pismo. Pamiętam jak ludzie nam
gratulowali – pisma, odwagi, patriotyzmu ….
jak nas ściskali i uśmiechali się do nas, jak wręczali pieniądze byśmy mieli
na wydanie następnego …. Tego następnego
już nie było … w parę tygodni później wybuchł stan wojenny ….ale to już zupełnie
inna historia na zupełnie inny dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz