Są na świecie ludzie, którym przydarzają się „te wszystkie śmieszne historie z których
możemy się potem pośmiać”; i co tu dużo mówić – Lela jako weteran śmiało
mogłaby być przedstawicielem takiej grupy np. przy ONZ. A czemu?
Zapowiadał się zwykły, może nawet lekko nudny czwartkowy
poranek w przyszpitalnej przychodni laboratoryjnej, która rutynowo, dzień w
dzień, zajmuje się badaniem składu…ekhm.. szeroko pojętych materiałów
biologicznych przyniesionych w owo miejsce na wyraźne zlecenie (najczęściej)
lekarza. Zdarza się, że co bardziej krwisty materiał pobierany jest na miejscu,
wtedy poza standardowym „proszę - dziękuję, odbiór wyników jutro – aha do
widzenia” można jeszcze usłyszeć coś w stylu „Panie Marku, oddychamy głęboko,
to tylko igła, no już dobrze” – i pan Marek lat ponad 40, wzrostu 2metry, z
zacnym obwodem w karku wychodzi z gabinetu, może lekko blady, ale za to z
odznaką „Dzielny Pacjent”.
Tak było również i tym razem, Lela odprowadziła „pana Marka”
wzrokiem wyrażających pochwałę za bycie odważnym, a stojąc w kolejce, która dla
socjologa mogłaby być przekrojową grupą badawczą całego społeczeństwa; i mając
w pamięci historię sprzed kilku lat, kiedy to skradziono jej ….
(tak, tak – skradziono!
Wspominałam może o ludziach, którym przytrafiają się ciekawe przygody…no
właśnie – pełen opis tego wydarzenia dostępny tutaj - Opis wydarzenia
ostrzegam, dzieją się straszne rzeczy!)
…. nie ważne co - powiedzmy że niewątpliwie jej własność - Lela
zajmowała się głównie pilnowaniem tego co ze sobą zabrała, a co siedziało póki
co w plecaku. Aż nadszedł czas konfrontacji z Panią Z Okienka
- „A co to przyniosła? Czemu tak mało? Nie wie, że więcej potrzeba?
Gdzie reszta?”
Lela postanowiła się rozejrzeć, i upewnić że wszystkie te
słowa, oraz prawy palec wskazujący należący do pani z laboratoryjnego okienka skierowane
są jak najbardziej w jej stronę. Tyle wystarczyło by zamieniła się na
twarzo-kolory z kwitnącym makiem; za to reszta kolejki nadstawiła uszu, i tak
oto poranek przestał być nudny.
Druga ręka owej damy poruszała się ruchem wycieraczek
samochodowych, i w dość szybkim tempie malowała w powietrzu półkola, dodajmy
tuż przed Lelowym nosem. Nie byłoby to może jakoś specjalnie niepokojące, gdyby
nie fakt, że ten przestrzenny rysunek kreślony był za pomocą małego pojemniczka
z zakrętką w kanarkowym kolorze, a zawartość tegoż opakowania odpowiadała na
zadane wcześniej pytanie „co to
przyniosła?” każdemu, kto tylko zerknął w tamta stronę.
Środkowe kwestie z przyczyn oczywistych nie doczekały się
komentarza, natomiast odpowiedź na pytanie „gdzie reszta” musiałaby zostać
podana w jakiś wartościach geograficznych które zlokalizowałyby
rurę/odpływ/jakieś konkretne miejsce w kanalizacji; a że GPS-y nie są jeszcze
specjalnie jadalne – cóż – Leli pozostał do wykorzystania niewyraźny uśmiech nr
5 który mówił coś w stylu „Czy naprawdę musimy przez to przechodzić?” Chwilowo
jednak coś innego zwróciło jej uwagę
Otóż owa dłoń poruszała się niepokojąco szybkim ruchem, jak
na rękę która trzyma pojemnik za samą tylko zakrętkę..
- Ale.. bo wie pani…lepiej uważać bo nie jestem pewna czy to
dobry pomysł tak machać….
Za późno.
P-Y-K.
Zakrętka została w dłoni, a reszta pojemnika po wykonaniu
kilku efektownych ewolucji w powietrzu potwierdziła istnienie wszystkich
fizycznych praw, z grawitacją na czele. Chwilę później kolejka, i reszta pań
laborantek dziękowała opatrzności że Lela nie wiedziała, że „potrzeba więcej” –
inaczej poszkodowanych byłoby przynajmniej kilka razy więcej. A tak – wszystko
skupiło się na „operatorce” pojemnika. Wszystko.
Lela na odchodne usłyszała kilka cierpkich słów skierowanych
pod adresem wytwórcy owych pojemników, oraz surowe przykazanie by następnym
razem zainwestowała więcej gotówki w zakupy apteczne.
Kolejna szansa na zrobienie badań już jutro…:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz