Translate

czwartek, 23 kwietnia 2015

Badania

Są na świecie ludzie, którym przydarzają się „te wszystkie śmieszne historie z których możemy się potem pośmiać”; i co tu dużo mówić – Lela jako weteran śmiało mogłaby być przedstawicielem takiej grupy np. przy ONZ. A czemu?

Zapowiadał się zwykły, może nawet lekko nudny czwartkowy poranek w przyszpitalnej przychodni laboratoryjnej, która rutynowo, dzień w dzień, zajmuje się badaniem składu…ekhm.. szeroko pojętych materiałów biologicznych przyniesionych w owo miejsce na wyraźne zlecenie (najczęściej) lekarza. Zdarza się, że co bardziej krwisty materiał pobierany jest na miejscu, wtedy poza standardowym „proszę - dziękuję, odbiór wyników jutro – aha do widzenia” można jeszcze usłyszeć coś w stylu „Panie Marku, oddychamy głęboko, to tylko igła, no już dobrze” – i pan Marek lat ponad 40, wzrostu 2metry, z zacnym obwodem w karku wychodzi z gabinetu, może lekko blady, ale za to z odznaką „Dzielny Pacjent”.

Tak było również i tym razem, Lela odprowadziła „pana Marka” wzrokiem wyrażających pochwałę za bycie odważnym, a stojąc w kolejce, która dla socjologa mogłaby być przekrojową grupą badawczą całego społeczeństwa; i mając w pamięci historię sprzed kilku lat, kiedy to skradziono jej ….

(tak, tak – skradziono! Wspominałam może o ludziach, którym przytrafiają się ciekawe przygody…no właśnie – pełen opis tego wydarzenia dostępny tutaj -    Opis wydarzenia
 ostrzegam, dzieją się straszne rzeczy!)

…. nie ważne co - powiedzmy że niewątpliwie jej własność - Lela zajmowała się głównie pilnowaniem tego co ze sobą zabrała, a co siedziało póki co w plecaku. Aż nadszedł czas konfrontacji z Panią Z Okienka

- „A co to przyniosła? Czemu tak mało? Nie wie, że więcej potrzeba? Gdzie reszta?”

Lela postanowiła się rozejrzeć, i upewnić że wszystkie te słowa, oraz prawy palec wskazujący należący do pani z laboratoryjnego okienka skierowane są jak najbardziej w jej stronę. Tyle wystarczyło by zamieniła się na twarzo-kolory z kwitnącym makiem; za to reszta kolejki nadstawiła uszu, i tak oto poranek przestał być nudny.
Druga ręka owej damy poruszała się ruchem wycieraczek samochodowych, i w dość szybkim tempie malowała w powietrzu półkola, dodajmy tuż przed Lelowym nosem. Nie byłoby to może jakoś specjalnie niepokojące, gdyby nie fakt, że ten przestrzenny rysunek kreślony był za pomocą małego pojemniczka z zakrętką w kanarkowym kolorze, a zawartość tegoż opakowania odpowiadała na zadane wcześniej pytanie „co to przyniosła?” każdemu, kto tylko zerknął w tamta stronę.
Środkowe kwestie z przyczyn oczywistych nie doczekały się komentarza, natomiast odpowiedź na pytanie „gdzie reszta” musiałaby zostać podana w jakiś wartościach geograficznych które zlokalizowałyby rurę/odpływ/jakieś konkretne miejsce w kanalizacji; a że GPS-y nie są jeszcze specjalnie jadalne – cóż – Leli pozostał do wykorzystania niewyraźny uśmiech nr 5 który mówił coś w stylu „Czy naprawdę musimy przez to przechodzić?” Chwilowo jednak coś innego zwróciło jej uwagę
Otóż owa dłoń poruszała się niepokojąco szybkim ruchem, jak na rękę która trzyma pojemnik za samą tylko zakrętkę..
- Ale.. bo wie pani…lepiej uważać bo nie jestem pewna czy to dobry pomysł tak machać….

Za późno.
P-Y-K.
Zakrętka została w dłoni, a reszta pojemnika po wykonaniu kilku efektownych ewolucji w powietrzu potwierdziła istnienie wszystkich fizycznych praw, z grawitacją na czele. Chwilę później kolejka, i reszta pań laborantek dziękowała opatrzności że Lela nie wiedziała, że „potrzeba więcej” – inaczej poszkodowanych byłoby przynajmniej kilka razy więcej. A tak – wszystko skupiło się na „operatorce” pojemnika. Wszystko.
Lela na odchodne usłyszała kilka cierpkich słów skierowanych pod adresem wytwórcy owych pojemników, oraz surowe przykazanie by następnym razem zainwestowała więcej gotówki w zakupy apteczne.
Kolejna szansa na zrobienie badań już jutro…:>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz