Translate

środa, 25 lutego 2015

Za-korko-wianka

Ostatni weekend spędziłyśmy z Lelą w Tatrach, i może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego – w końcu ludzie często gdzieś wyjeżdżają, ale…dotknęła nas klątwa zakopianki, która z grubsza polega na tym, że jeśli ktoś ośmieli się rzucić tej przeuroczej trasie okołosobotnie wyzwanie, to ona i tak go pokona, bo jest złośliwa, tak ma, i koniec kropka. W sumie, jak teraz o tym myślę to cieszę się bardzo że mogę napisać „spędziłyśmy w Tatrach” a nie „przesiedziałyśmy w aucie” – a sądząc po opowieściach znajomych to właśnie stało się udziałem wszystkich tych, którzy w sobotę „do”, a w niedzielę „z” ruszyli się tylko godzinę później niż my. Mimo przedsięwzięcia zapobiegawczych środków w postaci wczesnego wyjazdu, i tak trafiłyśmy na mur-nie-do-przebrnięcia, a co za tym idzie odstałyśmy swoje przed nieszczęsnym mostem ze światłami i jednym pasem ruchu (kto choć raz był w tamtych okolicach wie o czym mówię). Swoją drogą – zaczynam podejrzewać, że czyjś „szwagier” wygrał przetarg na remont tego cuda inżynierii lądowej, przy czym w umowie nie zawarto klauzuli w jakim czasie robota powinna być skończona. Gość dostaje kasę za każdy miesiąc bo co ma nie dostać, w ramach wykazywania kosztów konserwuje sobie sygnalizator, i generalnie mu się nie spieszy -  bo poważnie nie widzę innego wyjaśnienia dla faktu remontowania jednego mostu przez tyle lat!!
Trochę zabawnie było posłuchać odpowiedzi jednego pana, który komentując nasze narzekanie że „długo jechałyśmy” stwierdził że owszem, droga powinna być zrobiona, bo wtedy łatwiej byłoby się do nich dostać, ale jednocześnie wszystko powinno zostać „tak jak jest”. No i jakoś tak…brakło nam argumentówJ

Oczywiście przyrzekłyśmy sobie, że ostatni raz jedziemy w stronę górzystego południa weekendową porą, a jeśli już nam się zdarzy - to następną wycieczkę zaczniemy gdzieś we wtorek o 23.00. Ale za to Tatry piękne, a pogoda – marzenie sprzyjała długim spacerom… Tak dobrze czasem po prostu pobyć razem, nigdzie się nie spieszyć. I tylko ciągle nie wiem co ma wspólnego szerszeń z wiśniówką J

czwartek, 5 lutego 2015

Zabytkowa galeria

Kilka dni temu konieczność spotkania z panami zajmującymi się sprawami mojego TV zaprowadziła mnie prosto do jednej z krakowskich galerii handlowych. Zależało mi na szybkim załatwieniu sprawy, bo mój telewizor nie działał, a kolejny poranek bez wiadomości i TVN24 jawił mi się jako najgorsza rzecz pod słońcem. I tak biegnąc przez bardzo długi korytarz, kątem oka spostrzegłam jak dystyngowany starszy pan z muchą pod szyją, w kapeluszu, no generalnie bardzo bardzo elegancko ubrany, podaje jednej ze sprzedających tam pan wyciągnięty przed momentem z kieszeni telefon komórkowy. Nie chciało mi się jakoś wierzyć, ze podarował jej wielkiego smartfona w uznaniu dla jej zasług na polu obsługi klienta, toteż kawałkiem oka [i ucha] sprawdzam o co tak właściwie chodzi. Jakież było moje zdumienie, gdy okazało się ze oto jestem świadkiem...turystycznej sesji zdjęciowej! A w zasadzie nie tyle turystycznej (bo Pan mówił co chwila "u nas w Krakowie") - co wysławiającej zalety grodu Kraka...z tej mniej (a może bardziej?) znanej strony, tj. z perspektywy ściany witryn sklepowych zapełnionej manekinami. Jakby tego było mało, panu wyraźnie nie podobała się strzelona naprędce fotka, gdyż zgłosił uwagi mniej więcej o takiej treści:
„ohh nie, tutaj widać ławkę, niech pani lepiej zrobi z taka perspektywą żeby bez kosza i ławki, tylko same sklepy, bo ja na facebooka chcę wstawić, niech widzą co mamy” !!


Ehh…wierzcie mi, ekspedientka na wieść że jegomość postanowił pochwalić się zagranicznym znajomym fotką z centrum handlowego (no tak, to takie unikatowe prosto z małopolski…) zrobiła mimowolnie minę, którą można określić jako „całeżyciezidiotami”. 
Ok, rozumiem, czasy takie ze lukrowana pocztówka ze smokiem/ Wawelem,/Sukiennicami może nie jest już szczytem bycia modnym, ale z drugiej strony: czy już serio nie ma niczego lepszego niż tło w postaci rzędu sklepowych witryn?